Store mosse, Ytre hvaler, Rondane, Borgefiell, Sarek, Pyhä-hakki, Seitseminen, Teijo, Archipelago, Vilsandi, Sooma, Gauja, Slitere, Żmudzki PN, Auksztocki PN, Białowieski PN, Szumawa, PN Lasu bawarskiego, Forêts, Hoge kempen, De hoge veluwe, Schleswig-holsteinischen wattenmer, PN Morza wattowego, Stenshuvud i Dalby söderskog.
Podróż dzięki której powstała kolekcja pinów “Parki Narodowe Europy”. Pierwsza która portretuje gatunki niewystępujące w Polsce i największa do tej pory, bo składająca się aż z 17 nowych wzorów.
Nigdy nawet nie marzyłam o takiej podróży twórczej.
Udało się dzięki gigantycznej mobilizacji, cierpliwości mojej rodziny i grantowi z Centrum Rozwoju Przemysłów Kreatywnych.
Wsiąść w auto, jechać, spać w najdziwniejszych miejscach i obserwować naturę w wielu jej wyjątkowych odsłonach i to wszystko przez siebie przetwarzać. Takie wielkie, road tripowe warsztaty.
Ale najważniejsze były trzy dni, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że to co robię ma sens.
Goteborg, Szwecja. Śpimy na parkingu koło parku Slottsskogen. Przy parkingu pasą się jelenie, gdzieś obok lądują gęsi. Rano po raz pierwszy w życiu wystawimy piny zagranicą - na pchlim targu na który zapisaliśmy się przez internet. I śmieszno i straszno, kiedy ludzie pytają po ile krzesła na których siedzimy. Jakiś Szwed pyta trochę naburmuszony “Co w tych rzeczach jest wyjątkowego?” - grzecznie tłumaczę, że wszystkie zaprojektowałam sama. “A, teraz to rozumiem. Teraz to ok.” Wtedy na płachcie od Płonki Podleśnej wypisujemy kredą HANDMADE PINS DESIGNED BY AN ARTIST.
Zadziało się. Po czasie od sąsiadów handlujących używanymi ciuchami dowiedziałam się, że mieliśmy mega szczęście, bo ten “loppis”, czyli targ to mekka dusigroszy i łowców okazji, i że rzadko zaglądają tu klienci szukający czegoś wyjątkowego.
Turku, Finlandia. Śpimy pod Urzędem Statystycznym. Cały tydzień pada, ale na niedzielę zapowiadają słońce. Jesteśmy zmęczeni tym deszczem i zimnem. Pomagają śledzie z ziemniakami. W niedzielę rzeczywiście słońce, turlamy się na nowowyremontowany rynek przed ratuszem.
W tle fińskie dzieciaki grają rocka, na rynku tłumów nie ma, nie ma też zbyt wielu Finów, ale ci zwiedzający którzy są podchodzą też do nas!
Rodzina ze Stanów, dwie siostry z Kanady, Pers z familią. Kilkoro studentów biologii rozpoznaje gatunki po nazwach łacińskich wypisanych pod polskimi. Żona emerytowanego profesora przyrody spędza z nami na pogawędkach o lokalnej awifaunie dobrą godziną. Uwielbiam moje Klientki i Klientów - wszędzie!
Ryga, Łotwa. Śpimy nad Dźwiną. Od świtu rozkładamy nasz kramik na coniedzielnym targu. Jest przemiło jak na Targach Rzeczy Ładnych, tylko zamiast designu Łotysze sprzedają marynowane pędy czosnku, wielkie pachnące chleby i przesłodkie jabłuszka. Rozmawiamy o naszej podróży, dajemy pina ogórka Gintsowi, mistrzowi kiszeniarskiemu. Spotykamy naszych łotewskich przyjaciół, z którymi nie widzieliśmy się rok i dyskutujemy o gatunkach które występują u nich i u nas. Bliska egzotyka, z naciskiem na bliska.
Ale to nie wszystko. Dzięki grantowi z CRPK udało nam się porządnie podejść do strategii i koncepcji graficznej naszego pinowego przedsiębiorstwa. Stworzyliśmy wersje językowe strony i przygotowaliśmy kampanie promujące piny zagranicą.
Powoli dociera do mnie skala tego przedsięwzięcia. I jak bardzo jestem za nie wdzięczna.